Sensacja ponad prawem

Artykuł opublikowany w Dzienniku "Polska", 12 stycznia 2010 roku

 

Po decyzji senackiej Komisji Regulaminowej w sprawie immunitetu senatora Krzysztofa Piesiewicza wiele komentarzy na portalach internetowych przekonało mnie, że dla części opinii publicznej decyzja ta jest zupełnie niezrozumiała. Moim zdaniem dzieje się tak ze względu na pomieszanie wątków obyczajowych, kryminalnych i nieznajomość podstawowych elementów sprawy.

Decyzja ta sprowadzająca się do ponownego zwrócenia się do senatora o ustosunkowanie się do wyrażonej przez niego woli rezygnacji z immunitetu, została potraktowana jako zbyteczne przeciąganie sprawy, która w przekonaniu internautów jest oczywista. Ponieważ w sferze prawnej sprawa wcale oczywista nie jest, a wątki prawno karne zostały przesłonięte przez wątki skandalu obyczajowego, pozwolę sobie na krótkie usystematyzowanie sprawy.

Tak więc przede wszystkim należy sobie jasno uświadomić, że nie wszystkie zachowania kolidujące z powszechnie przyjętymi normami obyczajowymi są zakazane przez przepisy karne. Zdradzanie żon czy mężów, korzystanie z usług agencji towarzyskich to niewątpliwie zachowania obyczajowo naganne, ale nie podlegają one sankcjom karnym. W tych sprawach jedynym sędzią jest opinia publiczna, która ma możliwość wypowiadania się w kolejnych wyborach.

Inaczej wygląda sprawa postępowań karnych, które prowadzi prokuratura i sądy. W tych sprawach parlamentarzyści, sędziowie, prokuratorzy, a także dyplomaci chronieni są immunitetem. W wypadku parlamentarzystów immunitet może zostać uchylony bądź decyzją izby bądź na życzenie zainteresowanego. Nie wgłębiając się w dyskusję dotyczącą istnienia i zakresu immunitetu warto zauważyć, że ma on swoją tradycję jeszcze w prawie rzymskim i jest powszechnie stosowany na świecie. Jego rozszerzona wersja dotycząca zachowań nie mających nic wspólnego z pełnionym mandatem ma na celu zagwarantowanie parlamentarzystom ochrony przed ewentualnymi prowokacjami i szykanami, do których mogą być wykorzystywane instytucje wymiaru sprawiedliwości i aparat ścigania.

Tak więc wszczęcie postępowania karnego wobec senatora Piesiewicza o posiadanie, nakłanianie do zażywania i udzielanie narkotyków wymaga uchylenia immunitetu. Z wnioskiem takim Prokurator Krajowy Edward Zalewski wystąpił 3 grudnia 2009r, a senator Piesiewicz zrezygnował z korzystania z immunitetu. Zadaniem Komisji Regulaminowej było więc zbadanie formalnej poprawności złożonej przez senatora rezygnacji. Na posiedzeniu zaistniały dwie poważne wątpliwości:

  1. Czy w stanie ostrego stresu w którym znajdował się senator był on w stanie racjonalnie ustosunkować się do powstałej sytuacji, skoro nawet nie zapoznał się szczegółowo z wnioskiem prokuratora.
  2. Wniosek prokuratora obciążony był istotną wadą prawną, gdyż nie zawierał pełnego opisu zdarzenia, pomijając całkowicie elementy szantażu, któremu podlegał senator począwszy od września 2008 roku. Spośród siedmiu stawianych mu zarzutów wszystkie opierają się na zeznaniach szantażystów, a tylko jeden znajduje oprócz tego słabe oparcie w materiałach zarejestrowanych na CDR.

Zarzuty podniesione w punkcie pierwszym mają charakter subiektywny. W związku z tym Komisja zwróciła się do Senatora, o powtórne przeanalizowanie wniosku i podjęcie decyzji.

Drugim i poważniejszym problemem są wady prawne wniosku Prokuratora. Jest to dłuższa historia wymagająca prześledzenia biegu zdarzeń, a nie koncentrowania się na rewelacjach obyczajowych Super Expresu.

Tak więc cały incydent miał miejsce 4 września 2008 roku. Po tym wydarzeniu senator Piesiewicz podlegał szantażowi, szantażystom udało się wydostać od senatora znaczne sumy. Sytuacja taka trwała do 20 listopada 2008 roku, kiedy to w niewyjaśnionych okolicznościach podczas, nie wiadomo czym spowodowanych, „oględzin” miejsca zamieszkania jednego z szantażystów, przekopując ogródek organa ścigania odnalazły pierwszy CDR dokumentujący wydarzenia z 4 września. W ten sposób CDR dotarł w ręce policji i prokuratury. Wydarzenie to rozpoczęło śledztwo w sprawie szantażu wobec K. Piesiewicza (art. 191 kk). Po nie podjęciu przez senatora w marcu 2009 współpracy z organami ścigania, w kwietniu 2009 roku śledztwo zostało umorzone. W tym momencie prokuraturze znani byli sprawcy szantażu, zostali oni przesłuchani i ich zeznania stanowią obecnie podstawę wystąpienia Prokuratora Krajowego w sprawie senatora Piesiewicza w grudniu 2009.

Trudno w tym wypadku zrozumieć senatora, ale równie trudno zrozumieć prokuraturę umarzającą śledztwo. Przestępstwo z art.191 kk nie jest przestępstwem ściganym na wniosek lub za zgodą osoby pokrzywdzonej, jest ścigane z urzędu. Sytuacja ta przypomina popularną w latach 50-tych ubiegłego wieku formę rozboju „kup pan cegłę”, gdy opryszek żądając pieniędzy oferował w zamian cegłę z budowy. Przestępstwo to jednak kwalifikowano jako rozbój, a nie transakcję materiałami budowlanymi, niezależnie od tego co mówiłby pokrzywdzony.

Tak więc sprawa szantażystów wygasła, a wykopany CDR razem z zeznaniami świadomych zagrożenia szantażystów został dowodem w odrębnym postępowaniu w którym głównym podejrzanym został Krzysztofow Piesiewicz. O fakcie tym Piesiewicz nic nie wiedział, był przekonany, że osiągnął drogo okupiony spokój. Nie na długo, bo okazuje się, że na początku listopada jakiś jamnik wykopał w lesie jeszcze jeden CDR i gehenna szantażu rozpoczęła się od nowa. 12 listopada senator zgłosił się na policję i złożył doniesienie do prokuratury. Policja podjęła energiczne działania i już 19 listopada 2009 roku sprawcy szantażu zostali zatrzymani podczas przejmowania pakietu imitującego żądane pieniądze. Po przedstawieniu im zarzutów z art. 191 kk (szantaż) zwolniono ich do domu, z zastosowaniem dozoru policyjnego. Nie osłabiło to jednak ich aktywności. Senator Piesiewicz otrzymuje telefony, SMS-y, przesyłki. Prokuratura prowadzi w tym czasie postępowanie w sprawie szantażu. Równocześnie w tej samej prokuraturze przygotowywany jest wniosek o uchylenie immunitetu senatora Piesiewicza. Wniosek ten jest ukończony 27 listopada, a więc 15 dni od otrzymania przez prokuraturę zawiadomienia o przestępstwie szantażu i w 8 dni od ujęcia na gorącym uczynku sprawców.

11 grudnia 2009 Super Expres rozpoczyna swój serial o senatorze Piesiewiczu będąc poinformowanym, że publikowane przez niego materiały pochodzą z przestępstwa. Jeżeli uwzględnimy, że w wypadku szantażu podstawową groźba szantażystów jest to, że w razie zwrócenia się do policji materiały zostaną ujawnione, eksplozja wydarzeń z grudnia 2009 musi się jawić jako realizacja tej groźby.

Z punktu widzenia senackiej Komisji Regulaminowej sprawa wcale nie jest prosta. Dlaczego przekopywano ogródek ? Dlaczego w kwietniu umorzono sprawę przeciwko szantażystom, wyłączając sprawę Piesiewicza? Dlaczego postępowanie przeciwko niemu uruchomiono dopiero po tym, gdy zwrócił się do organów ścigania o ochronę? I wreszcie, co jest najważniejsze, to nielojalność wobec Senatu RP, którego nie informuje się o całym szantażowym tle sprawy i o tym, że wniosek o uchylenie immunitetu oparty jest w przytłaczającej mierze na zeznaniach szantażystów, którzy bronią własnej skóry. Trzeba przy tym uwzględnić, że szantażyści w wyniku decyzji prokuratury mieli wówczas i mają nadal możliwość komunikowania się między sobą i uzgadniania zeznań.

W świetle obecnej sytuacji procesowej, przynajmniej tej przedstawionej Senatowi, zarówno fakt posiadania narkotyków, nakłaniania do ich zażywania, czy udzielania ich, oparty jest wyłącznie na zeznaniach szantażystów, a więc całkowicie niewiarygodny. Jedynym i to słabym dowodem w sprawie jest zdjęcie Krzysztofa Piesiewicza nad paskami proszku rozsypanego na stole zamieszczone w Super Expresie. Tak więc nie sposób zgodzić się z Prokuratorem Zalewskim, że Prokuratura dysponuje twardymi dowodami.

Skandal obyczajowy zdominował prawo.

Warszawa, 10 stycznia 2010 roku.