Zbigniew Romaszewski - Logo Zbigniew Romaszewski
Romaszewski.pl: HOME / Publikacje / "Sierpień 1980 - grudzień 1981. Co dalej?" - szkic polityczny kolpotrowany w podziemiu

"Sierpień 1980 - grudzień 1981. Co dalej?" - szkic polityczny kolpotrowany w podziemiu

1982-03-15

Sierpień 1980 - Grudzień 1981
Co dalej?

Artykuł opublikowany w "Tygodniku Wojennym"
i szeroko kolportowany w podziemiu, napisany 15 marca 1982 roku

 

Od redakcji: Przypominamy, że Zbigniew Romaszewski uniknął internowania i ukrywając się prowadził dalszą działalność.

 


Spis treści:
„Solidarność” przed grudniem
Elementy sytuacji wewnętrznej.
Elementy sytuacji międzynarodowej.
Sytuacja gospodarcza.
Partia w okresie posierpniowym.
Powstanie ruchu oporu w Polsce.
Program ugody.
Program społecznego oporu.
***

 


Dedykacja: Moim przyjaciołom, więzionym za to, że chcieli żyć w wolnej, demokratycznej Polsce – poświęcam

Z zawodu jestem fizykiem, moja działalność społeczna prowadzona w ramach KSS KOR, skupiła się głównie wokół problemów ludzkiej krzywdy, wokół walki o godność człowieka. Podobną problematyką, problematyką praworządności zajmowałem się jako członek regionalnych i krajowych władz NSZZ „Solidarność”. Jeżeli dziś podejmuje próbę napisania szkicu politycznego oceniającego sytuację w Polsce, czynię to dokładnie z tych samych pobudek, które leżały u podstaw mojej dotychczasowej działalności.

Los zdecydował o tym, że właśnie ja pozostałem na wolności i wobec tego między innymi na mnie spoczął ciężar dalszej walki, walki o wolność tych, którzy nie złożyli by broni, gdybym ja siedział w wiezieniu. W tych warunkach chciałbym, aby mój szkic, który analizuje szanse i możliwości powodzenia takiej walki, stał się jednocześnie jej elementem, aby stał się czynnikiem mobilizującym opinię publiczną w kraju i na świecie do walki w obronie uwięzionych działaczy „Solidarności” – ludzi, których jedyna winą była to, że chcieli współdecydować o losie zdewastowanej totalitarnymi rządami ojczyzny.

„Solidarność” przed grudniem

Zasadniczym pytaniem, które nasuwa się przy tego rodzaju analizie, jest pytanie czym była właściwie „Solidarność”: związkiem zawodowym czy partią polityczną? Odpowiedz zarówno w pierwszym jak i w drugim przypadku brzmi negatywnie. Nie była typowym, rozumianym jak to się rozumie w krajach zachodniej demokracji, związkiem zawodowym, gdyż związek tego typu w krajach totalitarnej dyktatury jest niemożliwy. Obrona interesów pracowniczych (warunków płacowych, warunków bezpieczeństwa i higieny pracy, warunków socjalnych) - to zadania, które określiłbym jako zadania związkowe. W sytuacji, gdy związek musi walczyć o swe istnienie, o warunki umożliwiające mu w ogóle prowadzenie działalności (bronić się przed represjami, walczyć o dostęp do środków masowego przekazu), jego działalność z natury rzeczy staje się działalnością polityczną. Trzeba raz na zawsze zdać sobie sprawę, że w kraju, w którym naczelnym kanonem politycznym jest kontrola państwa nad wszelkimi działaniami obywateli, każda inicjatywa, która chciałaby zachować niezależność, bez względu na jej rodzaj (działalność charytatywna, religijna, kulturalna, czy jakakolwiek inna) godzi w tę naczelną zasadę i jako taka musi mieć charakter polityczny.

„Solidarność” nie była również partią polityczną, przede wszystkim ze względu na istotne różnice wewnętrzne dotyczące zarówno celów jak i taktyki prowadzonych działań. W ”Solidarności” znaleźli miejsce zarówno tzw. pragmatycy, jak i fundamentaliści. Skrajne odłamy tych grup charakteryzuje jedna wspólna cecha: całkowita nie wiara w skuteczność politycznego działania. W wypadku pragmatyków wynika ona z krańcowego pesymizmu nazwanego eufemistycznie politycznym realizmem. Niewiara w możliwość rozwiązań politycznych skłania ich do przyjęcia warunków narzuconych przez władzę i konstruowanie w tych ramach programu działalności organicznej, mającej na celu zachowanie tzw. substancji narodowej. Jeżeli chodzi o fundamentalistów, to dostrzegają oni rozwiązanie jedynie w pełnej realizacji programu ”wszystko albo nic” przy odrzuceniu możliwości rozwiązań politycznych. Ponieważ postulowany przez nich czyn, mający przynieść pełną niepodległość, suwerenność, wolność i demokrację, jest całkowicie niesprecyzowany i kolidujący z realnymi możliwościami, w swym działaniu ograniczają się do jedynie do werbalnych, lecz za to bardzo buńczucznych deklaracji.

Synteza tego rodzaju postaw doprowadziła w efekcie do sformułowania programu, który przyjmując jako naczelną zasadę uniknięcie ofiar, a wiec tym samym ograniczony charakter działań, postulował jednocześnie dalekosiężne cele, jakimi były: pluralizm polityczny i pełna suwerenność narodowa. Oczywiste jest, że program taki stanowił utopię polityczną i mógł być traktowany jedynie jako wyraz marzeń i aspiracji szerokich rzesz społeczeństwa.

Wydaje się niewątpliwe, że u podstaw powstania ”Solidarności” w sierpniu 1980 roku legły działania zapoczątkowane przez KSS KOR. Z różnych względów, czasem ambicjonalnych, czasem politycznych, czasem z powodu niezrozumienia bardzo trudnych, z psychologicznego punktu widzenia, zasad politycznego działania reprezentowanych przez KSS KOR, jego wpływ na program Związku był bardzo ograniczony. Podstawową zasadą przynoszącą KSS KOR sukcesy, podczas działalności w latach 1976-80 była zasada współmierności środków i celów oraz pełna determinacja towarzysząca realizacji bardzo ograniczonych zadań. Osiągnięcie sukcesu na drodze gry politycznej wymaga wysuwania takich roszczeń i prowadzenia walki takimi środkami, aby straty, jakie ponosi przeciwnik w walce, były znacznie większe niż straty ponoszone w wyniku spełniania roszczeń.

Wyznający taką zasadę działacze byłego KSS KOR byli atakowani z obydwu stron: i przez pragmatyków obawiających się wszelkiego działania, i przez fundamentalistów, dopatrujących się w takiej postawie ugody. Obie te grupy osiągnęły w efekcie wyżej opisany kompromis w postaci politycznej utopii. Jak słuszna i jak groźna dla władz była stosowana przez KSS KOR taktyka, świadczą wściekłe ataki w środkach masowego przekazu podejmowane przeciwko wywodzącym się z niego działaczom, którzy podejmowali działalność w ”Solidarności”.

Absurdalny zarzut ekstremizmu wysuwa się pod adresem Jacka Kuronia, Adama Michnika, Henryka Wujca, Jana Lityńskiego, niżej postawionego czy wreszcie podejrzanych o współprace z KOR Zbyszka Bujaka czy Janusza Onyszkiewicza.

Pragmatycy są dla władz niegroźni, gdyż zaakceptują każde narzucone im porozumienie. Nierealistyczny program fundamentalistów odrzuci społeczeństwo. Rzeczywiście groźny jest program konsekwentnej i twardej walki politycznej.

Omówienie różnic między zasadniczymi orientacjami politycznymi jest istotne nie tylko ze względu na analizę przyczyn poniesionej przez ”Solidarność” porażki, ale również dlatego, że zaważą one w sposób istotny także na rozwoju sytuacji bieżącej.

Elementy sytuacji wewnętrznej.

Trudno mówić o powodach porażki w sytuacji, gdy zwycięstwo graniczyło by z cudem. I dziś jeszcze nie można z całą pewnością wskazać te błędy, których uniknięcie pozwoliło by na inny rozwój sytuacji. Nie wiadomo, kiedy zapadła decyzja o rozwiązaniu militarnym i czym była uwarunkowana, tak więc analizy tego rodzaju są raczej wyrazem poglądów poszczególnych autorów niż chłodną analizą rzeczywistości. Ponadto, tkwi w nich ukryte implicite założenie, że jednak w obecnej sytuacji przynajmniej w niektórych krajach obozu socjalistycznego możliwe jest istnienie instytucji o pewnym stopniu niezależności, wyłączonych w jakiejś mierze spod wszechogarniającej kontroli partyjnej.

Teza taka, jak już mówiłem, jest na pewno ryzykowna, a już w żadnej mierze nie można jej uważać za udowodnioną. Jest ona jednak faktycznie jedyną, w oparciu o którą można budować koncepcję przyjmującą ewolucje (bezkrwawą) systemu w kierunku demokratyzacji. Siłą faktu musi więc on być podstawą rozważań dotyczących aktualnych rozważań o charakterze politycznym. Koncepcje zakładające konfrontacje zbrojną teraz są szaleństwem, będącym wynikiem frustracji społecznej i desperacji młodzieży pozbawionej wszelkich perspektyw rozwojowych. Koncepcje zakładające konfrontację w chwili powstania dogodnych warunków politycznych – czytaj: rozpadu ZSRR, przesuwają ją faktycznie ad calendas graecas, odzwierciedlają poczucie pełnej beznadziejności i rezygnacji ogarniającej ludzi, z których wielu przeżyło okupację niemiecką, było świadkami narzucania Polsce serwilistycznej w stosunku do ZSRR władzy komunistycznej, a także kolejnych, zakończonych niepowodzeniem, zrywów społeczeństwa polskiego ku demokracji.

Wprowadzenie w Polsce stanu wojennego i ostatni referat na VII Plenum KC PZPR I sekretarza generała Jaruzelskiego, można uważać za ostateczną porażkę, wszelkiego rodzaju polityki prowadzonej w kierunku demokratyzacji systemu.

Oznacza ona w gruncie rzeczy potwierdzenie, że system jest niereformowalny, że władze nie zaakceptują żadnej formy upodmiotowienia społeczeństwa i wreszcie, że system zagrożony politycznie odwoła się do konfrontacji zbrojnej bez względu na konsekwencje dla kraju i narodu. Władza nie zamierza prowadzić żadnego dialogu ze społeczeństwem i każde osiągnięte porozumienie może być w dowolnym momencie zakwestionowane z pozycji siły. Wszystkie przytoczone powyżej argumenty pozwalają ocenić sytuacje polityczną w Polsce już nie jako trudną, lecz wręcz beznadziejną. Tak wiec zrozumiały jest pesymizm, jaki ogarnął środowiska uprawiające szerszą refleksję polityczną.

Jednakże niezależnie od przytaczanych argumentów istnieją również takie, które pozwalają na konstruowanie programu demokratyzacji w oparciu o rozległą presję społeczeństwa i pozytywną koniunkturę międzynarodową.

Jednym z takich argumentów jest istnienie w Polsce prawdziwie niezależnej i potężnej instytucji Kościoła Katolickiego. Fakt ten nie jest ani przypadkiem, ani wyrazem dobrej woli władz. Jest wynikiem zarówno pryncypialnego stanowiska Kościoła, który nigdy nie zaakceptował (tak jak to miało miejsce w innych krajach obozu wschodniego) ingerencji państwa w swoją działalność, jak i długoletniej walki prowadzonej przez całe społeczeństwo. Warto w tym miejscu przypomnieć, że nie zawsze pozycja Kościoła Katolickiego w Polsce była tak niekwestionowalna jak obecnie. Proces biskupa Kaczmarka, internowanie księdza Prymasa Wyszyńskiego, wściekłe ataki na biskupów polskich za podjęcie w roku 1965 inicjatywy pojednania narodów polskiego i niemieckiego – inicjatywy, której znaczenie dla procesu odprężenia w Europie trudno przecenić, to kolejne elementy walki prowadzonej przez państwo z Kościołem. Tu mała dygresja. Jeszcze w 1979 roku, przed powstaniem ”Solidarności” milicjant aresztujący członka KSS KOR Józefa Śreniowskiego powiedział do niego: ”Panie Józiu, niech się pan nie martwi, niech pan sobie przypomni jak było z Kościołem, ani dzieci ochrzcić, ani posłać do pierwszej komunii, księży aresztowano i trzymano po więzieniach, a teraz jak jest, z wami też tak będzie” Ta prymitywna wiara reprezentowana prze szeregowego milicjanta, jest jednoczesna ilustracja dwu tez: że nawet najbardziej ztotalitaryzowana władza musi dążyć do rozszerzenia swojej bazy społecznej i w związku z tym musi akceptować najpowszechniejsze społeczne aspiracje – oraz że wśród tych aspiracji mieści się żądanie liberalizacji i demokratyzacji systemu.

Tak wiec ostatecznym czynnikiem decydującym o powodzeniu prowadzonej walki jest jej konsekwencja i powszechność.

Elementy sytuacji międzynarodowej.

Drugim istotnym elementem, który należy uwzględnić podejmując ocenę sytuacji w Polsce, jest rozwój polityki międzynarodowej. Wprowadzenie w Polsce stanu wojennego było jednocześnie przyznaniem się władz do całkowitej porażki politycznej. Wykazało, że władza sprawowana przez PZPR utraciła wszelką bazę społeczną , a sama partia uległa daleko idącemu rozpadowi! W tych warunkach jedynym mandatem do sprawowania władzy w kraju przez grupę generałów i ich sojuszników (przypis autora: Specjalnie w tekście omijam słowo ”komunistów” gdyż w Polsce (podobnie zresztą jak i w większości krajów Europy Wschodniej) nic ono nie znaczy. Ideologia jako taka przestała istnieć. Istnieją jedynie doraźnie powstające, tasujące się i wyznające taką lub inną taktykę oraz posługujące się komunistyczną frazeologią - grupy nacisku, wywodzące się z aparatu władzy.) jest faktycznie decyzją Kremla. Bezpośrednią konsekwencją tego jest umiędzynarodowienie się konfliktu.

Niewątpliwie, jeśli weźmiemy pod uwagę sytuacje wewnętrzną charakteryzującą się druzgocącą przewagą sił demokratycznych – umiędzynarodowienie konfliktu jest faktem niekorzystnym. Również przed grudniem kryzys polityczny w Polsce nie był sprawą wewnętrzną, gdyż kraj nasz przez cały czas poddany był bezwzględnej presji sowieckiej. W tej chwili wprowadzenie stanu wojennego doprowadziło do tego, że sytuacja w Polsce stała się rzeczywiście jednym z naczelnych problemów polityki międzynarodowej. Tak wiec sytuacja polityczna Polski powinna być przeanalizowana nie tylko w aspekcie rosyjskiej dominacji, przekreślającej wszelkie aspiracje narodowe i społeczne, ale również w aspekcie roli jaką może odegrać w budowie nowego systemu światowej równowagi sił. Jak daleko sięgają i muszą sięgać, przy obecnym układzie sił interesy ZSRR w Polsce?

Szesnaście miesięcy tolerowano istnienie ”Solidarności” w Polsce, przez ten cały czas oczekiwano unormowania się sytuacji i nie może ulegać żadnej wątpliwości, że prowadząc taką politykę liczono się z koncesjami na rzecz demokracji. Okazało się, że zdemoralizowana i rozbita politycznie PZPR nie jest w stanie takiej normalizacji osiągnąć, przede wszystkim ze względu na partykularne interesy aparatu władzy. W tej sytuacji dokonano zamachu aparatu władzy. Należy podkreślić jednak, że i w tym uniknięto bezpośredniego zaangażowania wojsk obcych, jak to miało miejsce na Węgrzech i w Czechosłowacji. Znaczne ryzyko, które przyjęto, związane z możliwością buntu wśród wojska polskiego (fakt, że do niego nie doszło, jest jedynie wynikiem przyjętej przez ”Solidarność” taktyki biernego oporu) może być potraktowany jako wyraz tego, jak bardzo starano się uniknąć umiędzynarodowienia konfliktu. Jakie są tego przyczyny?

Wydaje się, że sprawą podstawową jest narastający w krajach Europy Wschodniej kryzys gospodarczy. Zagrożenie sankcjami gospodarczymi przez kraje demokracji zachodnich jest tym elementem, który nie może być aktualnie pominięty w powadzonej grze politycznej. W obecnej sytuacji ZSRR nie stać na izolacjonizm gospodarczy. Nadciągający kryzys w połączeniu z izolacją gospodarczą odbiłby się już nie tylko na stopie życiowej ludności, z czym żądy totalitarne godzą się dość łatwo, ale w wyniku pogłębienia się przepaści technologicznej doprowadziłby w bardzo krótkim czasie do zachwiania równowagi militarnej w świecie.

Tak więc w przypadku rozszerzania przez kraje zachodnie sankcji ekonomicznych, przed ZSRR pojawia się alternatywa: albo natychmiastowa konfrontacja, bądź też poczynienie pewnych koncesji pozwalających na kontynuowanie tzw. polityki odprężenia. Wariant natychmiastowej konfrontacji jest dla ZSRR wariantem niezwykle ryzykownym. Pewien europocentryzm polityki międzynarodowej oraz mała w ostatnim czasie aktywność polityczna Chin – powodują dość powszechne nie dostrzeganie faktu, że w rzeczywistości ZSRR jest państwem dwóch kontynentów i nadmierne zangażowanie się w problemy europejskie stanowi zagrożenie dla integralności terytorialnej azjatyckiej części ZSRR. Zaangażowanie Chin w problemy polityki wewnętrznej odsunęło zagadnienie roszczeń terytorialnych na plan dalszy, tym niemniej problem taki już stanął i nie znalazłwszy dotychczas żadnego rozwiązania, może w każdej chwili być postawiony na nowo.

Uwzględniając ogromne trudności (przede wszystkim komunikacyjne) w prowadzeniu przez ZSRR działań militarnych na Dalekim Wschodzie, można uważać, że problem ten stanowi istotny hamulec dla agresywności polityki radzieckiej w stosunku do krajów zachodnich. ZSRR nie jest już krajem młodej, kipiącej agresją rewolucji, ma on wiele do stracenia i jest kierowany przez zespół starych, doświadczonych polityków, mało skłonnych do wykonywania ryzykownych posunięć. Przy konsekwentnej postawie Zachodu, poczynienie przez ZSRR ustępstw politycznych w dziedzinie normalizacji stosunków w Europie wydaje się daleko bardziej prawdopodobne niż wikłanie się w beznadziejną awanturę o trudnym do przewidzenia zakończeniu. Demilitaryzacja Europy musiała by się w tym wypadku wiązać z istotnymi zmianami w statucie państw bloku wschodniego. Minimum w tym względzie mogłaby stanowić realizacja postanowień traktatu jałtańskiego, który rozgraniczając strefy wpływów zapewniał jednocześnie krajom Europy Wschodniej suwerenność wewnętrzną. Proces taki, stanowiący etap do osiągnięcia przez Polskę pełnej niezależności politycznej. Jacek Kuroń nazywał ”finlandyzacją”.

Realizacja takiego procesu, jak już powiedziałem, zależna jest od dwóch czynników: konsekwentnej i zdeterminowanej postawy społeczeństwa polskiego oraz aktywnego poparcia politycznego ze strony państw demokracji zachodniej.

Sytuacja gospodarcza.

Omawiając sytuację oraz możliwe warianty jej rozwoju pragnę skoncentrować się głównie na problemach społecznych i politycznych. Tym niemniej są one tak ściśle związane z pogarszającą się sytuacją ekonomiczną, że nie sposób nie powiedzieć kilku uwag na ten temat. Kiedy przed grudniem analizowaliśmy możliwości wyjścia z kryzysu, widzieliśmy je przede wszystkim w daleko idącej reformie gospodarczej. Nie wchodząc w szczegóły często dość istotnie różniących się miedzy sobą koncepcji, miały one niewątpliwie jedną cechę wspólną: przesuwały decyzje gospodarcze w stronę społeczeństwa. Czy odbywało się to na drodze powoływania samorządów robotniczych, czy też wiązało się z rozszerzeniem uprawnień sektora prywatnego (tendencja gospodarki liberalnej), zawsze stanowiło źródło aktywizacji gospodarczej społeczeństwa – uruchamiało ostatnią rezerwę naszej gospodarki, aktywność i inwencję obywateli. W warunkach Polskich sprawa ta jest szczególnie niebanalna. Polakom można bowiem przypisać zapewne dwie cechy narodowe: silny indywidualizm i jednocześnie dużą umiejętność działania w warunkach trudnych. Do cech takich na pewno nie należą talenty organizacyjne i umiejętność podporządkowania się. Ten zbiór cech narodowych jest częstym powodem utyskiwania władz, które nie są w stanie wymyślić, że znacznie prościej jest dopasować system zarządzania do cech narodowych niż zmienić te ostatnie, dopasowując je do założeń doktrynalnych. Właśnie w tym szczególnym niedopasowaniu systemu zarządzania do walorów społeczeństwa tkwi jedna z przyczyn postępującego paraliżu gospodarczego i bez jej usunięcia nie ma faktycznie możliwości przełamania kryzysu. Wprowadzenie stanu wojennego jeszcze spotęgowało elementy kryzysowe. Powszechne poczucie, że pracuje się dla znienawidzonego pracodawcy, który jest w stanie dzieło twoich rąk wykorzystać dokładnie przeciwko interesom społeczeństwa, przeciwko tobie, jest tym elementem, który powoduje u robotników co najmniej apatię, jeśli już nie skłania ich do świadomego bojkotu i sabotażu. W tych warunkach elementy pozytywnej aktywności społecznej, o których mówiłem, znajdują ujście bądź w świadomych działaniach opozycyjnych bądź też w nielegalnej działalności gospodarczej, prowadzonej podobnie jak za czasów okupacji niemieckiej.

Mimo iż prowadzona z chęci zysku, nielegalna działalność gospodarcza anarchizująca i tak już niewydolną gospodarkę kraju musi budzić pewien niepokój moralny, to należy sobie zdać sprawę, że w obecnych warunkach, warunkach postępującego paraliżu jest ona – podobna jak w czasach okupacji – zdrowym przejawem społecznej aktywności i zaradności. W sytuacji gdy władza występuje przeciwko wyraźnym interesom społecznym, społeczeństwo ma prawo walczyć o swe przetrwanie niezależnie od przepisów dyktowanych przez władze a nawet wbrew nim.

Dodatkowym elementem utrudniającym wyjście z kryzysu jest dalsza degradacja fachowości kadry kierowniczej. O ile w okresie przedsierpniowym mówiliśmy o negatywnym doborze tej kadry, opartym na priorytecie elementów politycznych (czytaj: pełna uległość) nad elementami fachowości, to obecnie te drugie przestały odgrywać w ogóle jakakolwiek rolę. Zdumienie wręcz musi budzić nieodpowiedzialność tzw. komisarzy wojskowych, którzy podejmują się kierowania całymi wielkimi kombinatami przemysłowymi, nie mając elementarnego przygotowania fachowego.

Problem polityki kadrowej jest zresztą znacznie szerszy i nie dotyczy wyłącznie obsady stanowisk kierowniczych. Represje skierowane przeciwko działaczom i sympatykom ”Solidarności” doprowadziły do zwolnienia z pracy dziesiątków tysięcy ludzi. Pomijając jej aspekty represyjne akcja ta pozbawiła gospodarkę najbardziej bezinteresownych i najaktywniejszych pracowników, którzy mogli stać się zaczynem ekonomicznej odnowy.

Jedyne propozycje gospodarcze wysuwane przez WRON-ę to tzw. mała reforma gospodarcza i podwyżka cen. Obydwie te koncepcje, z punktu widzenia poszukiwania dróg wyjścia z kryzysu, są całkowicie pozbawione wartości, a ich celem jest w gruncie rzeczy przeniesienie kosztów stanu wojennego i niepowodzeń gospodarczych bezpośrednio na społeczeństwo, przy zachowaniu maksymalnych dochodów państwa.

Reforma proponowana przez ”Solidarność” obejmowała tzw. trzy ”S”: samorządność, samodzielność, samofinansowanie przedsiębiorstw. Tak zwana mała reforma ogranicza się praktycznie do jednego ”S”, samofinansowania. Przedsiębiorstwa których samodzielność ograniczona jest centralną dystrybucją surowców i których produkcja jest centralnie korygowana, nie są przdsiębiorstwami samodzielnymi. W tych warunkach samorząd, notabene zdelegalizowany decyzjami WRON-y, staje się także fikcją. Pozostaje więc jedynie bardzo poważnie traktowane samofinansowanie. Oznacza to po prostu, że koszty dezorganizacji państwa, braków surowcowych, przestojów i wszelkich niepowodzeń produkcyjnych odbijają się bezpośrednio na funduszu płac i są w ten sposób przenoszone na załogę przedsiębiorstwa.

Podobnie można ocenić przeprowadzoną na początku lutego br. podwyżkę cen, część spośród ekonomistów, ekspertów ”Solidarności”, również proponowała przeprowadzenie takiej podwyżki, jednakże miała ona stanowić tylko jeden z elementów postulowanej reformy. Jej celem miała być w pierwszym rzędzie zmiana relacji cenowych, tzn. względne podrożenie artykułów żywnościowych w stosunku do artykułów przemysłowych, miało to jednocześnie stać się bodźcem dla aktywizacji rolnictwa i spowodować zmniejszenie nacisków na rynek żywnościowy. Nie da się ukryć, że stopa życiowa społeczeństwa postgierkowskiego kształtowała się znacznie powyżej możliwości kraju nadmiar pieniędzy na rynku i niedobory produkcyjne powodowały stałą inflację, tak więc drugim celem, jaki stawiano przed podwyżką było zahamowanie postępującej inflacji. Oczywiste jest, że oznaczało to poniesienie przez społeczeństwo kosztów błędów popełnionych przez ekipę Gierka, jednakże w ramach postulowanej reformy podwyżka taka otwierała perspektywę odnowy gospodarczej.

Podwyżka przeprowadzona przez WRON-ę nie spełniła obydwu tych zadań. Z jednej strony utrzymuje relacje cenowe dyskryminujące rolnictwo z drugiej działając istotnie drenażowo na zasoby finansowe społeczeństwa i stawiając to społeczeństwo praktycznie w obliczu nędzy nie zmniejsza istniejącej luki inflacyjnej, gdyż w praktyce przelewa ona pieniądze odebrane społeczeństwu w ręce wybranych i uprzywilejowanych grup społecznych (znaczne podwyżki płac w wojsku, milicji, czy polityka płacowa w górnictwie).

Tak więc w ramach przeprowadzonej podwyżki cen społeczeństwo spłaca nie koszty naprawy gospodarczej a koszty działań interwencyjnych WRON-y.

Na zakończenie warto dodać, że w sytuacji sprzed grudnia sądziliśmy, że bazą materialną dla proponowanej reformy gospodarczej będą dodatkowe kredyty zaciągnięte w bankach zachodnich. Dziś w związku z polityką WRON-y źródło takie zostało odcięte. Co więcej, istnieje tendencja przedstawiania wszystkich niepowodzeń gospodarczych WRON-y jako konsekwencji restrykcji gospodarczych Zachodu.

Oczywiście pogląd taki, jest całkowicie niesłuszny, gdyż żadne kredyty nie były by w stanie wiele zmienić przy koncepcji, a właściwie braku koncepcji gospodarczej WRON-y. Polska okupowana przez WRON-ę jest praktycznie studnią bez dna, a ponoszenie przez zachód kosztów takiej okupacji wydaje się być zupełnym nieporozumieniem.

Jak dotychczas jedynym osięgnięciem WRON-y jest wzrost wydobycia węgla kamiennego. Został on jednak osiągnięty metodami wybitnie ekstensywnymi (czterobrygadówka lub dziesięciogodzinny dzień pracy, praca w wolne soboty, system płac oraz specjalne zaopatrzenie, wreszcie rabunkowa eksploatacja złóż) i zgodnie z opiniami fachowców ze Śląska wydaje się niemożliwe utrzymanie wydobycia na tym poziomie przez dłuższy czas bez uruchomienia innych mechanizmów. Brak materiałów do zabezpieczenia kopalń, brak czasu na konserwacje sprzętu, nadmierna eksploatacja siły roboczej muszą w konsekwencji doprowadzić do zwiększonej wypadkowości i zahamowania produkcji.

Zresztą wzrostowi temu towarzyszy spadek produkcji praktycznie we wszystkich pozostałych dziedzinach gospodarki, a sygnały docierające z różnych istotnych dla kraju zakładów przemysłowych mówią o pojawiającej się groźbie zawieszenia produkcji ze względu na brak surowców.

Stan ten jest codziennie potwierdzany w środkach masowego przekazu, optymistycznym komunikatem o stopniu zasilania podawanym przez Centralną Dyspozycję Mocy.

Jedną z przyczyn kryzysu gospodarczego w Polsce był kryzys energetyczny. Kiedy dziś słyszymy, że poziom zasilania osiąga nie notowane od wielu lat wartości, np. 3 (niskie liczby wskazują na pełne pokrycie potrzeb użytkowników), oznacza to w sytuacji bardzo ograniczonej puli energetycznej – że główny odbiorca energii, przemysł, potrzebuje jej niewiele. Wynika to, jak już powiedziałem wyżej, z przestojów wywołanych brakiem materiałów. Braków tych nie są w stanie zrównoważyć uzyskane przez WRON-ę dodatkowe dostawy z ZSRR, przede wszystkim ze względu na niedostosowanie do używanych w Polsce procesów technologicznych. Konsekwencją takiego stanu rzeczy muszą stać się rosnące przestoje, a w warunkach samofinansowania przedsiębiorstw ponoszących wszelkie konsekwencje niepowodzeń gospodarczych – nasilające się zwolnienia z pracy.

Analizując przed grudniem stan zatrudnienia w Polsce oczekiwaliśmy, że przeprowadzanie reform gospodarczych musi w konsekwencji doprowadzić do pojawienia się na rynku około jednego miliona osób poszukujących pracy i traktowaliśmy ten problem jako jeden z najistotniejszych problemów Związku. Uważaliśmy, że ludzie ci poprzez stworzenie odpowiednich warunków kredytowych mogą stać się źródłem aktywizacji spółdzielczości, drobnej wytwórczości, handlu i rolnictwa.

Nie jest prawdą, że problem ten za rządów WRON-y zniknął, o problemie tym po prostu przestano mówić. Można sądzić, że kryzys surowcowy osiągnął znacznie większe rozmiary niż było to zakładane w wariantach przedgrudniowych, a zagrażające bezrobocie wyraża się teraz w znacznie większych liczbach niż te jakie braliśmy pod uwagę w naszych analizach. Jednocześnie ubezwłasnowolnienie społeczeństwa zamknęło przed nim te drogi aktywizacji zawodowej, które traktowaliśmy jako sposoby wyjścia z sytuacji kryzysowej.

Podobnie dramatycznie przedstawia się sytuacja w rolnictwie, brak stabilizacji na rynku i narastające zagrożenie rekwizycjami nie może w żadnym wypadku stać się stymulatorem dla rozwoju gospodarki rolnej. Przeciwnie, prowadzą one nieuchronnie do gospodarki samowystarczalnej, pogarszając i tak już rozpaczliwą sytuację żywnościową kraju. Konsekwencje podjęcia w takiej sytuacji prób kolektywizacji są już doskonale znane. W latach trzydziestych kolektywizacja Ukrainy spowodowała śmierć głodową od 15 do 20 milionów ludzi.

Reasumując przedstawione wyżej rozważania należy powtórzyć znany już od dłuższego czasu truizm, że sytuacja gospodarcza kraju jest bardziej niż krytyczna, że nie podejmowane są żadne próby jej przełamania, że w związku z tym kryzys musi nieuchronnie narastać, prowadząc do całkowitej pauperyzacji społeczeństwa.

Jednocześnie w moim przekonaniu wszelkie poważane koncepcje ekonomiczne wyjścia z kryzysu muszą przyjmować dwa zasadnicze postulaty: upodmiotowienie społeczeństwa i zaakceptowanie przez to społeczeństwo władzy. Bez spełnienia tych dwóch czysto politycznych postulatów, wszystkie, nawet najbardziej wyrafinowane teorie reformy gospodarczej przesuwają się w sferę pełnej abstrakcji.

Partia w okresie posierpniowym.

Kiedy usiłuje się przed społeczeństwem Polskim bądź też przed opinią światową uzasadnić konieczność wprowadzenia stanu wojennego, czyni się to obciążając ”Solidarność” odpowiedzialnością za eskalacje żądań, za brak realizmu w ich stawianiu czy też wreszcie posuwając się do absurdalnego zarzutu przygotowania zamachu stanu, wojny domowej, itp.

Dyskusja z tymi ostatnimi zarzutami jest w gruncie rzeczy bezprzedmiotowa, gdyż nikt spośród ludzi w jakiejkolwiek mierze zorientowany w sytuacji politycznej w Polsce w okresie ostatnich szesnastu miesięcy w nie nie wierzy. Rozsiewanie tego rodzaju pogłosek ma na celu jedynie wytworzenie wśród elementów popierających WRON-ę (aparat partyjny, wojsko, milicja, SB) psychozy zagrożenia pogłębiającej społeczną izolację i pozwalającą na eskalację działań represyjnych. Przeciwwaga sił demokratycznych jest tak duża, a ich racje w społecznym odczuciu tak bezsprzeczne, że utrzymanie pożądanego morale wśród sił, na których opiera się władza wymaga wznoszenia dodatkowych, dzielących społeczeństwo barier nienawiści.

Fakt, że trwające już trzy miesiące śledztwo prowadzone przeciwko ponad 10-milionowemu Związkowi nie dało żadnych rezultatów wskazujących na próby działania przy użyciu siły jest dowodem niebywałej wprost jednomyślności społeczeństwa w odrzuceniu siły jako środka rozwiązywania społecznych konfliktów, w dążeniu do porozumienia narodowego.

Myślę, że właśnie ta moralna uroda ruchu i jego umiarkowany charakter zadecydowały o ogromnej popularności ”Solidarności”. Tym cięższym ciosem dla społeczeństwa Polskiego było przeciwstawienie jego racjom i woli nagiej siły oddziałów wojska i milicji.

Jeśli porozumienie okazało się niemożliwe, to napewno nie z winy ”Solidarności”. Po tej stronie istniała pełna wola wynegocjonowania trwałych podstaw nowego ładu społecznego. Jeśli do tego nie doszło, to wyłącznie za sprawą tych sił aparatu władzy, które nie znajdowały dla siebie miejsca w zdemokratyzowanym systemie zarządzania. Systematyczny bojkot ze strony władzy, z jakim spotkały się prowadzone rozmowy, powodował oburzenie, radykalizację nastrojów społecznych i eskalację wysuwanych żądań.

Stan taki jest całkowicie zrozumiały, już sama forma dialogu władza - społeczeństwo jest czymś nienormalnym, przeciwstawiającym władzę społeczeństwu i negującym podstawowe zasady ludowładztwa. W tych warunkach wszelkie niepowodzenie takiego dialogu musi powodować u ludzi zniechęcenie i tendencje do zmiany uzurpatorskiej władzy.

Tendencje te rodziły się oczywiście nie wśród żadnych elementów ”ekstremalnych” „Solidarności”, ale stanowiły naturalny odruch zlekceważonych przez władzę szerokich rzesz członków Związku. Ze względu na uwarunkowania polityczne (geopolityczne), władze Związku dostatecznie długo przeciwstawiały się tym tendencjom. Jednakże w okresie przedgrudniowym sytuacja stała się dla władz Związku niezwykle groźna wszelkie rokowania z rządem prowadziły dokładnie do nikąd, a kontynuowanie tej linii narażało na szwank autorytet władz związkowych i stanowiło zagrożenie dla integralności Związku. W tych warunkach rozszerzenie przez Komisję Krajową zakresu wysuwanych żądań stanowiło raczej pewne wyjście naprzeciw społecznym aspiracjom niż świadomą, wykalkulowaną zmianą polityki Związku.

Nim więc przejdziemy do oceny aktualnej sytuacji politycznej w kraju, należy spróbować odpowiedzieć na pytanie czemu ta druga strona, partia i rząd, była aż tak dalece nieskłonna do zawarcia tego porozumienia.

Oceniając linię polityczną kierownictwa Związku można przyjąć, że zasadnicze postulaty które przedstawiono mu jako niepodważalne warunki zabezpieczenia interesów radzieckich w Polsce, nie były w gruncie rzeczy nigdy przez to kierownictwo kwestionowane. Dotyczyły one kierowniczej roli PZPR, gwarancji sojuszniczych, niepodważania podstaw ustroju socjalistycznego i wiążących się z tym pewnych ograniczeń dotyczących planowanej reformy gospodarczej. Ta problematyka w dramatycznej sytuacji gospodarczej kraju wydawała się najbardziej dyskusyjna, jednakże do poważnej dyskusji na ten temat nigdy nie doszło i nie w tym należy upatrywać przyczyn porażki koncepcji politycznego rozwiązania konfliktu.

Pozostaje wiec pytanie, czemu druga strona była aż tak dalece nieskłonna do zawarcia porozumienia społecznego? Odpowiedź wydaje się tutaj całkowicie jednoznaczna: rozbita i skorumpowana politycznie PZPR nie była w stanie pełnić swej kierowniczej roli, nie mogła być pewnym gwarantem interesów radzieckich w zawartym porozumieniu. Trudno w tak krótkim szkicu omówić całą trwająca blisko czterdzieści lat historię degradacji ideologicznej partii komunistycznej w Polsce. Od nie pamiętnych już czasów akces do partii nie był wyrazem wyznawanych poglądów, nie był żadnym aktem politycznym, był po prostu akcesem do władzy. (przypis autora: Mówiąc o poglądach nie myślę już w ogóle o żadnych pryncypiach ideologicznych. Nawet gdyby przyjąć ze PZPR jest ruchem politycznym o orientacji pro radzieckiej to i tu napotykamy na nie dające się pogodzić sprzeczności. Upokorzenia dnia codziennego, wynikające z serwilizmu w stosunku do ZSRR powodują tak głębokie frustracje, że w chwilach szczerości (czytaj: po pijanemu) nawet najwyżej postawieni aparatczycy reprezentują antyradzieckość wykraczającą daleko poza przeciętne nastroje społeczne w Polsce.)

Władza ta zawsze wiązała się z odnoszeniem korzyści materialnych, jednakże dopiero era gierkowska doprowadziła korupcję aparatu do niewiarygodnych wręcz rozmiarów. Myślę, że powodów tego zjawiska można upatrywać w odchodzeniu starych działaczy (takich jak na przykład Gomułka), związanych jeszcze z ideologią komunistyczną jak i z koniunkturą gospodarczą pozwalającą na osiąganie rzeczywiście ogromnych zysków. Jadący za granicę i zawierający umowy handlowe decydenci połknęli bakcyla konsumpcji i zarazili nim cały aparat władzy, który nie będąc poddany żadnej kontroli społecznej – przekształcił się powoli w bezkarnie działającą mafię cynicznie ignorującą interesy społeczeństwa. Tak uformowany aparat władzy nie był w stanie rozwiązać narosłego konfliktu społecznego, pozostał przez cały okres piętnastu miesięcy sparaliżowany wizją utraty nagromadzonych dóbr.

Jedyną możliwością która pozwoliła by partii na utrzymanie kontroli nad zachodzącymi procesami społecznymi, była polityka zastosowana w roku 1956 to znaczy wyjście naprzeciw dążeniom mas i zaspokojenie roszczeń społecznych w szerszym zakresie niż początkowe postulaty strajkowe. Wyjście przez partię z postulatami reform wyprzedzających żądanie mas pracowniczych mogło stać się elementem nadającym partii częściową przynajmniej wiarygodność w oczach społeczeństwa.

Tak się jednak nie stało. O każde najdrobniejsze ustępstwo musiano toczyć walkę strajkową co przekreślało wiarę w dobrą wolę ze strony władz i podważało ich autorytet. Skompromitowanie aparatu władzy korupcją oraz fakt, że PZPR jako organizacja nie była w stanie zająć w tej sprawie jednoznacznego stanowiska, spowodowało w społeczeństwie zdecydowanie negatywną ocenę całej partii i występowanie z jej szeregów co bardziej wartościowych jednostek.

Wydaje się zresztą, ze stosunek ”Solidarności” do partii stanowił najistotniejszy błąd w polityce Związku. Wśród doradców Związku panowało przekonanie, przenoszone z wydarzeń roku 1968 w Czechosłowacji, że właśnie liberalizacja partii może stać się czynnikiem decydującym o podjęciu interwencji przez ZSRR. Tak wiec jedynie zachowanie dostatecznie konserwatywnej partii mogło temu zapobiec. Można zauważyć, że właśnie wariant został sprawdzony, tym niemniej trudno go uważać za sukces politycznej przezorności.

Przy tak przyjętych założeniach i jednocześnie negatywnym stosunku mas członkowskich do partii jako takiej, Związek kierował się zasadą ignorowania wszelkich procesów zachodzących w partii i nie zajmowania w tej sprawie stanowiska.

Z równą obojętnością przechodzono obok zjawiska tworzenia w partii struktur poziomych jak i powstawania grup jawnie faszystowskich (na przykład forum katowickie). Ostatecznie, decyzja nie podejmowania przez Związek w okresie trzech miesięcy poprzedzających zjazd partii żadnych działań strajkowych przesądziła o rozgromieniu przez konserwę partyjną nieśmiałych prób odnowy i doprowadziła do wyboru takich władz partyjnych z którymi żaden dialog nie był już możliwy. Możliwość politycznego rozwiązania powstałego kryzysu została w tym momencie przekreślona. Wprowadzenie 13 grudnia 1981 roku stanu wojennego stało się ostateczną klęską polityczną PZPR. Spotkał się on z gwałtownym potępieniem ze strony społeczeństwa i spowodował masowe składnie legitymacji partyjnych przez wszystkich tych, którzy zdołali jeszcze zachować poczucie honoru i godności osobistej. W chwili obecnej partia składa się wyłącznie z ludzi całkowicie pozbawionych charakteru, bądź z elementów wyraźnie faszyzujących. Ta generalna ocena nie dotyczy bezpośrednio grupy rządzącej generała Jaruzelskiego, w tym wypadku jest ona niewątpliwie bardziej złożona, gdyż postawa tej Grupy zawiera niewątpliwie jakieś elementy kalkulacji politycznej. Już dotychczas postawa ta przejawiała się jedynie w koncepcji mocnego państwa, dającej się ująć dość prymitywną i skądinąd znaną formułą ”Ordung muss sien”. Uświadomienie sobie, że jedyną bazą społeczną tej władzy są najprymitywniejsze i najbardziej sfaszyzowane elementy społeczeństwa, musi budzić dreszcz przerażenia. Jak dotąd system rządów Jaruzelskiego określany jest jako ”faszyzm o ludzkim obliczu”, i to jest ocena chyba najtrafniejsza.

W każdym bądź razie, kiedy rozważam możliwość politycznego rozwiązania polskiego kryzysu, to największą trudność stworzoną przez wprowadzenie stanu wojennego upatruję nie w likwidacji ”Solidarności”, bo ta zlikwidowana nie została i może rozkwitnąć w każdej chwili w ciągu kilku tygodni, lecz w samolikwidacji politycznej partii.

Wyłonienie ośrodka, który będąc wiarygodny dla ZSRR byłby jednocześnie zdolny do podjęcia konstruktywnego dialogu ze społeczeństwem, jest podstawowym warunkiem politycznego rozwiązania polskiego kryzysu.

Powstanie ruchu oporu w Polsce.

Wprowadzenie stanu wojennego w Polsce poza, jak już wspomniałem ostatecznym rozbiciem politycznym PZPR, miało jeszcze jeden istotny aspekt. Doprowadziło ono mianowicie do powstania praktycznie na terenie całego kraju ogromnego ruchu podziemnego. Konsekwencja ta była od początku dość oczywista. Ogromna większość społeczeństwa, która tworzyła ”Solidarność” nie uznała się nagle, w ciągu jednej nocy z 12 na 13 grudnia za pokonaną, nie zamierzała podporządkować się zarządzeniom zakazującym wszelkich działań. Droga stawiania oporu najeźdźcy jest w tym kraju znana od kolebki: walka podziemna. Jest to niewątpliwie bardzo smutna specyfika naszych dziejów, ale już ponad 200 lat nie było chyba pokolenia, które nie byłoby zmuszone do prowadzenia tajnej walki. Tak wiec po wypowiedzenie wojny całemu społeczeństwu musiało zaowocować powstaniem całej sieci grup konspiracyjnych.

Fakt, że pewniej grupie działaczy ”Solidarności” udało się uniknąć aresztowań, może mieć znaczenie dla dalszego rozwoju ruchu oporu, wyboru jego kształtu, strategii i taktyki, jednak w chwili tworzenia nielegalnych komórek stawiających sobie za cel przeciwstawienie się WRON-ie fakt ten był zupełnie bez znaczenia.

Ruch oporu powstał spontanicznie, na terenie całego kraju i w chwili obecnej nie ma chyba zakładu pracy, w który nie działałaby grupa zajmująca się zbieraniem składek, kolportażem wydawnictw niezależnych czy chociażby opieką nad rodzinami aresztowanych działaczy. Ruch ten jest jak dotąd dość chaotyczny i trudno z cała pewnością określić jego rozmiary. Lecz już sama liczba wydawanych nielegalnie gazetek, którą szacuje się na około 1700, (przypis autora: Mnie osobiście liczba 1700 wydawnictw wydaje się dość realistyczna (przynajmniej co do rzędu wielkości). ”Solidarność” istniała przecież nie tylko w wielkich aglomeracja miejskich, ale również w małych miasteczkach. W sytuacji zerwania łączności z ośrodkiem centralnym, wszystkie grupy oporu, jakie powstały na terenie całego kraju, przyświecał jeden cel: dostarczenie swym odbiorcom choćby minimalnej porcji informacji.) wskazuje że jeśli nie jest on szerszy, to na pewno jest porównywalny z antyfaszystowskim ruchem oporu w Polsce w latach okupacji niemieckiej.

Uwzględniając niezwykle radykalne nastroje wśród robotników (coraz częściej pojawiające się hasło: ”zima wasza, wiosna nasza”) oraz pogarszające się warunki materialne społeczeństwa, należy przyjąć, że ruch ten nie ulegnie samolikwidacji na skutek zniechęcenia, a raczej rozrośnie się i przybierze bardziej radykalną postać. Nie sądzę również, aby nasilenie działań represyjnych mogło zapobiec narastaniu konsolidacji ruchu. Działania takie, godzące przede wszystkim w wąskie grono szczególnie aktywnych uczestników, są całkowicie nie groźne dla ruchu o charakterze masowym. Zresztą zostało to potwierdzone w czasie okupacji niemieckiej, gdzie nawet najdrastyczniejsze środki (uliczne łapanki, rozstrzeliwanie zakładników, obozy koncentracyjne) nie były w stanie doprowadzić do likwidacji ruchu oporu w Polsce.

Jeszcze raz pragnę podkreślić, że siła takiego ruchu nie leży w jego przywódcach ale w masowości.

Tak więc podjęcie zakrojonych na szeroką skalę drastycznych działań represyjnych wymierzonych przeciwko ruchowi oporu w kraju może dać tylko dwa rezultaty: zawęzić i tak już bardzo wąską bazę społeczną władzy i rozkręcić spiralę terroru. Osiągnięcia stabilizacji na tej drodze jest całkowicie wykluczone.

Program ugody.

Znacznie większe zagrożenie dla ruchu wyrosłego na gruncie ”Solidarności” stanowią najrozmaitsze wysuwane przez władzę koncepcje polityczne, dążące do rekonstrukcji Związku w tak okrojonym kształcie, by nie był on w stanie przeciwstawić się planowanej czechizacji Polski. (przypis autora: Specjalnie używam terminu czechizacja, gdyż powszechnie używany termin sowietyzacja wydaje mi się zdecydowanie nieadekwatny. Dla mnie wiąże się on bezpośrednio z systemem panującym w ZSRR i zawiera elementy wynikające z orientalnych tradycji tego kraju. Poza tym mieści w sobie cechy wynikające z wielkomocarstwowych aspiracji tego kraju. System, który miał by obowiązywać w Polsce, wiec w państwie satelickim, musiałby się raczej odwoływać do doświadczeń czechosłowackich.)

Koncepcje te są o tyle groźne, że chociaż nie spotykają się z aprobatą, to jednak są uważnie studiowane w niektórych kręgach bardziej defetystycznie nastawionej inteligencji. Przecież WRON-a nie zgodzi się na rekonstruowanie ”Solidarności” w jej pierwotnym kształcie, a wobec tego, jaką mogła by być ”Solidarność”, na która by się WRON-a zgodziła; przecież nawet okrojona ”Solidarność” mogłaby odgrywać pozytywną rolę w kształtowaniu ruchu zawodowego w Polsce, a inne oczekiwania są wszakże nie realistyczne.

Zacznijmy więc od uściślenia pojęć. Czy jest możliwa okrojona ”Solidarność”. Otóż nie. Wynika to po prostu z odpowiedzi na pytanie, co to jest ”Solidarność” (i nie żadne ”była” tylko ”jest”, gdyż nawet WRON-a nie podjęła jeszcze decyzji rozwiązania ”Solidarności”). Otóż ”Solidarność” jest to ponad 10 milionów członków plus statut. Tych ponad 10 milionów ludzi umówiło się między sobą, że będą wierni pewnym zawartym w statucie zasadom. A więc na przykład, że najwyższą władzą Związku jest Zjazd, który może podejmować takie decyzje jak zmiana statutu, zmiana programu, wybór władz związkowych itp. Zjazd może nawet rozwiązać Związek, jeżeli wniosek taki uzyska odpowiednią większość głosów, ale może tego dokonać wyłącznie Zjazd. Decyzji tych nie może podjąć nikt inny, ani przewodniczący, ani Komisja Krajowa, a tym bardziej przypadkowo dobrane przez WRON-ę ciała. Fakt ten jest jakoś dziwnie omijany w rozważaniach dotyczących znalezienia formuły kompromisowej. Jeśli pomijają to ludzie spoza władz ”Solidarności”, to są ich własne prywatne spekulacje, gdyby natomiast pogląd taki reprezentował ktoś spośród wybieralnych działaczy Związku, było by to sprzeniewierzenie się Statutowi, zlekceważenie woli tych, którzy powołali tę osobę nie do arbitralnego sprawowania władzy lecz do realizowania przyjętych umów.

Osobiście uważam że formuła kompromisowa jest możliwa, że Zjazd może dokonać odpowiednich zmian zarówno w statucie jak i w programie Związku, ale musi tego dokonać Zjazd. Nikt inny nie jest upoważniony do podejmowania takich decyzji w imieniu wszystkich członków.

Dla związku zawodowego ”Solidarność” najważniejsze były nie elementy organizacyjne zawarte w Statucie czy takie lub inne założenia programowe; najistotniejsze były określenia zawarte w jego nazwie: niezależność, samorządność – jedynie przedstawiony powyżej sposób zawarcia kompromisu pozwalał by na ich zachowanie.

Taki kompromis wymagał by przede wszystkim zwolnienia działaczy związkowych przetrzymywanych w więzieniach oraz ”odwieszenie” działalności Związku chociażby w zakresie umożliwiającym zwołanie zjazdu. Ale tego kompromisu WRON-a nie da, taki kompromis musimy sobie wywalczyć.

Drugie nieporozumienie – to nadzieja związana z ograniczeniem działalności Związku wyłącznie do spraw zawodowych i nie zagłębianie się w politykę. Pogląd taki jest poglądem ludzi, którzy w Związku widzieli zawsze platformę gry politycznej i nigdy w rzeczywistości nie zajmowali się na szerszą skalę problematyką pracowniczą. Tak się akurat składa że na terenie ”Regionu Mazowsze” podlegała mi miedzy innymi komórka do spraw pracy, płac i zatrudnienia. Są to bez wątpienia problemy ściśle związkowe, tym niemniej wkraczają one bardzo głęboko w sprawy ustawodawstwa pracy czy prawa gospodarczego. Zatrudnienie jest w rękach pracodawcy źródłem nacisku i represji, groźba bezrobocia stanie się jednym z najistotniejszych problemów naszej gospodarki i zarzewiem konfliktów społecznych. Jak wiec Związek zobowiązany do obrony interesów pracowniczych swoich członków ma uniknąć wkraczania w tzw. politykę – doprawdy nie wiem.

Oczywiście Związek nie musi kreślić programów politycznych, nie musi uczestniczyć w sprawowaniu władzy, ale musi posiadać dostateczne uprawnienia do obrony interesów swoich członków. Związek pozbawiony takich możliwości staje się atrapą przeznaczoną do rozdzielania cebuli, jabłek i ziemniaków. Nie neguję, że takie inicjatywy mogą być pożyteczne i w pewnych warunkach mogą odegrać pozytywną rolę w rozwoju ruchu związkowego. Jeśli ktoś z polityków ma taką koncepcje, to niech ją realizuje. W zależności od tego, kto to będzie i jakich zdoła skupić wokół siebie ludzi, odegra on w dziejach ruchu związkowego rolę bądź PAX-u, bądź ”Znaku”, ale niech nie na nazywa tego związku ”Solidarnością”, bo jest to działanie na rzecz WRON-ny, na rzecz dezorientacji społeczeństwa, na rzecz reprezentowanego przez nie jednolitego frontu.

Nazywanie substytutu Związku ”Solidarnością” jest kolaboracją z władzami.

Wreszcie ostatnia kwestia, to kwestia tzw. realizmu. Otóż w moim przekonaniu wszystkie koncepcje utworzenia ”Łże – Solidarności” jako remedium na normalizację życia w kraju są jeszcze mniej realistyczne niż marzenia o przywróceniu sytuacji sprzed grudnia. Po prostu realizm koncepcji wymaga nie tylko zaakceptowania jej przez władze, wymaga jeszcze aprobaty znacznej, i to podkreślam – znacznej części społeczeństwa. Tu nie pomogą żadne manipulacje. Tylko uczciwie wynegocjowane porozumienie zaakceptowane przez przygniatającą większość społeczeństwa może ostudzić nadmierny radykalizm i stać się platformą trwałej stabilizacji i życia politycznego w kraju.

Jeśli znaczna grupa społeczna nie zaakceptuje tak powołanej ”Solidarności”, to los tej koncepcji będzie przesądzony, żadna stabilizacja nie zostanie osiągnięta i kryzys będzie narastał w dalszym ciągu. ”Łże – Solidarność” poddana naciskom ze strony władz i ograniczona przez nie w swoim działaniu straci społeczną wiarygodność, ulegnie polaryzacji i rozbiciu, a poparcie ze strony tych którzy w pierwszej chwili ulegną dezorientacji przesunie się na tę stronę, która nie zrezygnowała z walki o swe prawa, z walki o godziwe porozumienie.

Z realizacji tej koncepcji korzyść odniosłyby jedynie władze – społeczeństwo byłoby już w dalszej walce zdezintegrowane.

Zdumiewające jest, że mówiąc w prasie oficjalnej tyle o tzw. ”realizmie politycznym” zapomina się o jednym z czołowych przedstawicieli tego kierunku myślenia – Wielopolskim, którego ”realizm” doprowadził w szeregi zdrady narodowej i który to ”realizm” stał się przyczyną jednej z największych tragedii – Powstania Styczniowego.

Realizm, który uwzględnia tylko intencje władz nie jest realizmem i wcale nie odsuwa możliwości tragedii narodowej. Musimy wywalczyć takie porozumienie, które mogło by być zaakceptowane przez całe polskie społeczeństwo.

Trudno w tej chwili przewidzieć kształt przyszłego porozumienia, i co więcej w moim przekonaniu nie należy próbować tego robić. Wysuwanie minimalistycznych żądań w stosunku do władz wyrabia w nich przekonanie o możliwości nakłonienia władz związkowych do pełnej kapitulacji. Szeroko zarysowane żądania bez realistycznie nakreślonego programu ich realizacji podważają wiarę społeczeństwa w możliwość ich spełnienia. Warunki porozumienia zostaną ukształtowane w chwili jego zawierania i będą odzwierciadleniem układu sił społecznych i politycznych stron podejmujących dialog. W ostatnich dniach sierpnia 1980 roku nikt nie mógł przypuszczać, że już za kilka dni powstanie ”Solidarność”. Swoim konsekwentnym wysiłkiem, zdeterminowaną postawą, ofiarnością i zdyscyplinowaniem musimy doprowadzić do powstania sytuacji podobnej presji społecznej. Wtedy odtworzenie rzeczywiście niezależnego i samorządnego Związku nie będzie utopią.

Program społecznego oporu.

Kiedy próbuje się zarysować drogi dalszego działania, wiele zależy od oceny sytuacji. Na poprzednich stronach starałem się ją omówić dość szczegółowo, teraz chciałbym to ująć lapidarnie.

Otóż, według mnie, noc z 12 na 13 grudnia 1981 roku nie była klęską narodowego powstania, była po prostu przegraną bitwą. Bitwą, w wyniku której – używając tej analogii – utraciliśmy trochę sprzętu, zniszczone zostały struktury organizacyjne ale ocalały dwa najistotniejsze elementy pozwalające na kontynuowanie walki: morale i w dalszym ciągu ponad 10 milionów ludzi należących do naszego Związku. W tych warunkach nie ma żadnego powodu do kapitulacji, musimy przygotować się do następnej tym razem rozstrzygniętej na naszą korzyść batalii. Mówiąc o poniesionych stratach wymieniałem straty materialne i organizacyjne. Te pierwsze nie wydają się w tej chwili najistotniejsze. Nie zależnie od kryzysu który już zagląda lub za chwile zajrzy do każdej rodziny, ofiarność społeczeństwa i poczucie odpowiedzialności rzesz członkowskich będą najprawdopodobniej na tyle duże, że trudności materialne nie powinny stanąć na przeszkodzie w prowadzeniu działań.

Najistotniejsze w danej chwili wydaje się stworzenie nowych struktur organizacyjnych dopasowanych do wymogów sytuacji, oraz przyjętego programu działania. Niewątpliwie ujednolicenie takich struktur oraz wypracowanie odpowiedni

Copyright 2011 © Bobartstudio.pl
Autorzy: Pawł Piekarczyk, Szymon Zaleski, Marcin Sadłowski, Adam Bielański
Fot.: Erazm Ciołek, Jarosław M. Goliszewski, Kazimierz Kawulak, Krzysztof Mazur, Paweł Piekarczyk, Tomasz Pisula, Anna Wdowińska