Zbigniew Romaszewski - Logo Zbigniew Romaszewski
Romaszewski.pl: HOME / Publikacje / "Ruch po prawej stronie" - Wywiad z "Prawa i Życia"

"Ruch po prawej stronie" - Wywiad z "Prawa i Życia"

1992-09-19

Oficjalna strona senatora Zbigniewa Romaszewskiego

 

Ruch po prawej stronie

Z Senatorem Zbigniewem Romaszewskim rozmawia Zdzisław Zaryczny
Wywiad opublikowany na łamach „Prawa i Życia” w dniu 19 września 1992 roku

 

Zdzisław Zaryczny: Szczerość za szczerość: kiedy z ogromną liczbą głosów wchodził pan do parlamentu, wydawało się, że grupa niezależnych senatorów zyskuje lidera. Dzisiaj, po bez mała roku, znalazł się pan w obozie skrajnej prawicy. Czy pan zmienił poglądy?

Zbigniew Romaszewski: Oczywiście, ja pozostałem w tym samym miejscu, natomiast rzeczywistość się bardzo zmieniła. Postawa niezależna, wbrew temu co pan mówi, jednak — jak pokazała moja tegoroczna kariera — nie spotyka się z uznaniem, jeśli nie społecznym, to w każdym razie parlamentarnym. Wykazały to bardzo wyraźnie np. wybory prezesa NIK.

Z.Z.: Nie sądzę, żeby wyniki tamtych wyborów podważały pana wiarygodność. To była konsekwencja różnych zakulisowych gier.

Z.R.: Okazało się również, że trzeba koniecznie po godzinie 22. wręczyć mi, jako prezesowi Radiokomitetu, dymisję — czego dokonał premier Pawlak. Trzeba więc w pewnym momencie spojrzeć prawdzie w oczy - że stoi się po prostu w pewnej próżni, że stanowiska umiarkowane, zbliżone do centrum opcji politycznych, w tym parlamencie są stanowiskami wyjątkowo niepopularnymi i nie mającymi praktycznie wpływu na życie polityczne kraju.

Z.Z.: O czym to świadczy?

Z.R.: O narastaniu najrozmaitszych nastrojów ekstremalnych. Moim zdaniem, dla polityki państwa, dla jego ustroju i wręcz bytu jest to daleko większe niebezpieczeństwo niż nawet rozbicie parlamentarne. Rozbicie z czasem można przezwyciężyć, natomiast jeżeli walka idzie już ,,na zabój", to sytuacja staje się bardzo niebezpieczna.

Z.Z.: Konkretnie, co przesądziło o pana postawie?

Z.R.: Jeżeli specjalna komisja sejmowa dla rozpatrzenia uchwały lustracyjnej z 28 maja pisze wniosek, który najbardziej przypomina skierowany niegdyś przeciwko mnie akt oskarżenia "o czynienie przygotowań do obalenia ustroju PRL przemocą" i jeżeli zamierza postawić przed Trybunałem Stanu premiera Olszewskiego i ministra Macierewicza — i to robią ci sami ludzie, którzy np. blokują postawienie przed Trybunałem Stanu za wprowadzenie stanu wojennego generałów Jaruzelskiego i Kiszczaka — no, to w tym momencie rzeczywiście trzeba wybrać, po której stronie się jest: czy po stronie Jaruzelskiego i Kiszczaka, czy po stronie Olszewskiego i Macierewicza.

Z.Z.: I dlatego wybrał pan skrajną prawicę?

Z.R.: Po pierwsze, ja się zdecydowanie opowiedziałem, że nie należę do obecnego obozu koalicyjnego. Po drugie, w mojej osobistej semantyce nie dopuszczam podziałów np. na "lewicę" czy "prawicę". Te pojęcia, zaczerpnięte z XIX wieku, w gruncie rzeczy są całkowicie nieadekwatne do opisu sytuacji państwa przechodzącego od ustroju totalitarnego do demokracji. Dziś mają one charakter albo inwektyw, albo pewnych etykietek.

Z.Z.: W takim razie, gdzie przebiega główna linia dzieląca dziś polską scenę polityczną? Jak odróżnić, kto jest kim?

Z.R.: Ta linia uwidacznia się przede wszystkim w tolerancji dla przejawów istnienia postkomuny.

Z.Z.: Upraszczając: kto jest agentem, kto nie jest?

Z.R.: Sprawa lustracji rzeczywiście stała się papierkiem lakmusowym postaw polskich polityków. Mnie akurat zajmować tutaj stanowisko jest dosyć trudno, ponieważ wybrano mnie referentem stanowiska Senatu, które niekoniecznie musi się pokrywać z moim własnym stanowiskiem.

Z.Z.: Różnice są spore?

Z.R.: Projekt senacki uważam za mocno restrykcyjny. Natomiast jako przewodniczący komisji muszę powiedzieć, że zmniejszenie restrykcyjności tego projektu wcale nie spowodowałoby zwiększenia liczby jego zwolenników. Po prostu, pewne sprawy zostały przesądzone i tu się już nie dyskutuje. Może się okazać, że prezydent, że premier, że ministrowie byli agentami, że każdy polityk współpracował z SB — ale przeciwnicy lustracji uważają: „nie będziemy niczego weryfikować, spuszczamy na to zasłonę". I to jest ten ekstremizm, któremu muszę się sprzeciwić. Polityk musi ponosić odpowiedzialność za to kim jest, kim był, co robił.

Z.Z.: Czy w tym stanie nastrojów społecznych, jaki dziś obserwujemy, można te procesy lustracyjne i dekomunizacyjne przeprowadzić w racjonalny sposób?

Z.R.: Pewne etapy trzeba przejść: im później się je przejdzie, tym gorzej. Lustracja w 1990 roku nie byłaby problemem. I o to właśnie mam pretensje do poprzednich rządów. To przecież nie jest problem milionów, to, prawdę powiedziawszy, problem paru tysięcy ludzi i paru tysięcy stanowisk. W międzyczasie rozrósł się jednak do nienaturalnych rozmiarów. Mieszkając w Warszawie; obracając się w salonach władzy, nie do końca zdajemy sobie sprawę, że głos „nic się nie zmieniło" jest dziś głosem powszechnym w Polsce.

Z.Z.: To był jeden z głównych argumentów, jakimi posłużyło się pięciu polityków—Jan Olszewski, Jan Parys, Antoni Macierewicz, Romuald Szeremietiew i pan — zwołując na 20 września „szczyt" prawicy? Czy na tym „szczycie" powstanie nowa formacja polityczna?

Z.R.: Nie nazywałbym tego formacją prawicową, jeśli już, to raczej centro-prawicową — to jest minimum tego, o czym w ogóle można dyskutować. Generalnie, wolałbym jednak mówić o próbie stworzenia ruchu społecznego, o próbie znalezienia oparcia dla pewnych koncepcji politycznych.

Z.Z.: Szeremietiew jest piłsudczykiem, za Parysem stoi konserwatywna prawica, za Janem Olszewskim — chadecja...

Z.R.: Jakieś ujednolicenie poglądów na pewne sprawy musi nastąpić. Jeżeli ma powstać jeden ruch, to musimy wiedzieć, co mamy ze sobą wspólnego, a co nas różni. Dla mnie — może nie do końca, ale przynajmniej w tej chwili — najbardziej obiecująca jest ideologia chrześcijańsko-demokratyczna. Nauka społeczna Kościoła, w moim przekonaniu, jest dziś najnowocześniejszą i najspójniejszą doktryną społeczną.

Z.Z.: Co chciałby pan wnieść do tak pojmowanego ruchu?

Z.R.: Umiar, centryzm, poszanowanie dla pewnych wartości, takich jak prawa człowieka.

Z.Z.: Pana pozycja w tej piątce jest jednak najsłabsza. Parys ma Ruch III Rzeczypospolitej, Olszewski — Forum Chrześcijańsko-Demokratyczne, Macierewicz — sporą część ZChN, Szeremietiew — Polską Partię Niepodległości. Pan jest sam...

Z.R.: Ja bym się tak nie martwił. Zauważam, że wielu — nawet bardzo ode mnie odległych politycznie — parlamentarzystów martwi się moimi porażkami. A mnie się wydaje, że do tej pory właśnie działając sam, niezależnie, byłem dość słyszalnym — że tak powiem — senatorem. Uważam to za sukces. Dam sobie radę i w przyszłości.

Z.Z.: Wśród przywódców polityków, których poglądy oceniane są w wielu kręgach jako skrajne, czy wręcz ekstremalne?

Z.R.: Poczekajmy. Zobaczymy czy ten ruch w ogóle powstanie. Dopiero wówczas można będzie zacząć rozmawiać o jego celach, o tym jaki ma być, jak będzie mi odpowiadał i w jaki sposób przyjęta zostanie tam moja postawa, moje poglądy. Chodzi mi o to, ażeby ewentualne kompromisy nie poszły zbyt daleko. Każdy polityk musi budować kompromisy — to jest jego podstawowe zadanie społeczne. Nie powinien jednak przekraczać granic, które zagrażają jego tożsamości.

Z.Z.: Dziękuję za rozmowę.

 

Copyright 2011 © Bobartstudio.pl
Autorzy: Pawł Piekarczyk, Szymon Zaleski, Marcin Sadłowski, Adam Bielański
Fot.: Erazm Ciołek, Jarosław M. Goliszewski, Kazimierz Kawulak, Krzysztof Mazur, Paweł Piekarczyk, Tomasz Pisula, Anna Wdowińska