Zbigniew Romaszewski - Logo Zbigniew Romaszewski
Romaszewski.pl: HOME / Publikacje / Spotkanie z mieszkańcami Radomia - 13 grudnia 2008 roku

Spotkanie z mieszkańcami Radomia - 13 grudnia 2008 roku

2008-12-13
Oficjalna strona senatora Zbigniewa Romaszewskiego

 

Spotkanie z mieszkańcami Radomia

13 grudnia 2008 roku

 

W dniu rocznicy wprowadzenia stanu wojennego Zofia i Zbigniew Romaszewscy spotkali się z mieszkańcami Radomia. Wicemarszałek mówił, że obok dni chwały, takich jak 11 listopada czy 3 maja są dni porażki, klęski, o których na trzeba pamiętać.

Wicemarszałek Romaszewski mówił dalej: "To jest właśnie 13 grudnia. Dlatego warto powrócić do tego czasu. Są tacy, którzy uważają, że należy patrzeć wyłącznie w przyszłość. Że przeszłość nie ma znaczenia. Dlaczego tak mówią? Przecież o przyszłości myślimy w oparciu o swoje doświadczenia. Przeszłość wyznacza nam perspektywy. Zapomnijmy o przeszłości, a będziemy stadem baranów, które pozwala się pędzić i realizować na sobie doktrynerskie założenia. Zapomnijcie o historii, a uwierzcie w to, co różni mędrkowie podadzą wam do uwierzenia. Na przykład w globalne ocieplenie. W cokolwiek. Historia jest mistrzynią życia, tylko jeśli pozostaje historią. Jeśli usiłujemy zastąpić ją mitami, to ludzi nic nie nauczy. Dlatego tak ważne jest, żebyśmy czasem do historii powrócili, zastanowili się nad nią i zapytali: co z niej płynie dla nas dzisiaj?

Pamiętam, jak śpiewał Janek Kelus: „czerwony Radom pamiętam siny, jak zbite pałką ludzkie plecy, strach w ludzkich oczach, na dworcach gliny, jakieś pieniądze, czyjeś adresy...”. Tak wyglądał Radom, który poznałem w 1976 roku. Był to bardzo przygnębiający Radom. Radom biedy. Radom protestu. Radom ludzkiej niemocy. Stłumiony poprzez brutalne pobicia, aresztowania i więzienia. Ten sam Radom widziałem w roku 1980. Radom, który ożywał. Który domagał się przywrócenia godności. Ludzkiej godności. Robotnikom Waltera, robotnikom „tytoniówki”, robotnikom „blaszanki”, którzy chcieli przestać być „warchołami”, a stać się obywatelami wolnego państwa. To był nasz wielki sukces. A bardzo często o tych czasach zapominamy.

Dziś te czasy się banalizuje. Kiedy mówi się o stanie wojennym, to o dobranocce, której nie było. Głównym problemem PRL-u głosi się to, że nie było nic na półkach. Oczywiście, to był codzienny problem. Przed świętami wszyscy staliśmy w kolejkach, żeby kupić szynkę. Ale zasadniczym problemem było kłamstwo i zniewolenie. Ludzie się buntowali. Przeciwko temu, że nie byli wolni, a Polska nie była niepodległa. Że była sowiecką półkolonią. Że była sprzedawana.

Idee wolnej, niepodległej Polski, suwerennego narodu, demokracji, były na tyle silne, że chyba za sprawą Jana Pawła II stał się cud i powstała rzecz bez precedensu. Nie wiem, czy kiedyś się powtórzy. Byliśmy solidarni. Solidarni jako naród. To jest najważniejsze. Ci, co odbierają tylko dzień dzisiejszy i nie pamiętają tamtych czasów, wiedzą o konkurencji, o ambicjach. Natomiast nie wiedzą, co to znaczy być solidarnym. Niekoniecznie być członkiem Związku. Być solidarnym na codzień. Rok 1980, 1981; uśmiechaliśmy się do siebie na ulicach, służyliśmy sobie codzienną pomocą. Byliśmy dla siebie zwyczajnie życzliwi. Czy byliśmy innymi ludźmi? Pewnie nie. Też mieliśmy ambicje. Ale w imię wartości wyższych, w imię dobra Polski, wspólnoty narodowej, potrafiliśmy się zjednoczyć.

Stan wojenny udało nam się pokonać. W jakiejś mierze udało się rozbić system komunistyczny. Establishment partyjny miękko wylądował i odgrywa wciąż, niestety, za dużą rolę. Świat bez Związku Radzieckiego? Niepodległa Polska? Wolne wybory? To były rzeczy, o których nawet w roku 1980, 1981 nie marzyliśmy. Na I Krajowym Walnym Zjeździe „Solidarności” wszyscy o tym tylko rozmawialiśmy. W żadnym oficjalnym dokumencie nic takiego nie powstało. Zwracaliśmy się do robotników obozu socjalistycznego. Wyrażaliśmy solidarność z ich ruchem. Wzywaliśmy do oporu. Ale że system upadnie? Uzyskaliśmy wówczas bardzo wiele. Stan wojenny nie przeszkodził. Spowodował tylko jedną rzecz. Zniszczył tę solidarność. To jest największa strata, jaką ponieśliśmy w wyniku stanu wojennego. Nawet nie czołgi o tym zdecydowały, ani żołnierze na ulicach, którzy też byli w jakiś sposób solidarni. Zdecydowała świadoma polityka dezintegracji społeczeństwa. Tyle się mówi o agentach, którzy donosili, wynosili ze środowisk opozycyjnych. To nie było to. Oni mieli niewiele do powiedzenia. Myśmy działali jawnie. Wiele tajemnicy nie było. Ich szkodliwość polegała na tym, że wnosili do środowiska plotki, intrygi, animozje. Na I Krajowym Zjeździe „Solidarności” czuło się ich obecność. Cenckiewicz mówi teraz, że wśród delegatów było około 50 tajnych współpracowników SB. Ich głównym działaniem była dezinformacja, a celem dezintegracja. Animozje przetrwały do dnia dzisiejszego. Chodziło o skłócenie społeczeństwa. Abyśmy byli tłumem jednostek konkurujących, walczących ze sobą. Boję się, że im się udało.

Lekcji, które powinniśmy wyciągnąć ze stanu wojennego jest kilka. Po pierwsze, tylko solidarni potrafią zwyciężać. Zwycięża się nie dla siebie. Zwycięża się w imię wspólnych wartości, wspólnoty. Teraz, kiedy często ogarnia nas zniechęcenie, kiedy widzimy, że wiele rzeczy idzie nie tak, jak byśmy chcieli, musimy pamiętać, że nie budujemy raju na ziemi. Musimy liczyć się z tym, że jesteśmy ludźmi obciążonymi grzechem pierworodnym. Raj nie zapanuje. Natomiast możemy żyć lepiej i godniej. W jaki sposób to zrealizować? Żadne zwycięstwo nie jest dane raz na zawsze. Kiedy upadł komunizm, wszystkim się wydawało, że można spokojnie pójść do domu i zająć się spokojnym, dorobkowym życiem, rodziną. Więc mamy, to co mamy. Ale podejmując reakcję, działając na rzecz społeczeństwa, możemy świat zmieniać na lepsze. To jest prawda, która płynie z dnia dzisiejszego, którą powinniśmy z tego spotkania wynieść. Nie zwycięża się raz na zawsze. Ale zawsze trzeba walczyć, żeby było lepiej. Na zbliżające się święta, życzę państwu wszystkiego najlepszego. Spokoju w gronie rodzinnym. Ale również pamięci o tym, że jesteśmy Polakami i że za Polskę odpowiadamy. Żeby ta myśl nigdy nas nie opuszczała."

Dalej głos zabrała Zofia Romaszewska mówiąc o książce Andrzeja Sobieraja "Radomska droga do wolności": "Szczegółowo ją przeczytałam. Po pierwsze jest bardzo ciekawa. Po drugie, uczciwie, na co jestem wrażliwa, przywołuje, co się działo w mieście Radomiu. Są dokumenty, którym się można przyjrzeć. Ale sam tekst, sama narracja jest niezwykle interesująca. Bardzo serdecznie namawiam do przeczytania.

Powinniśmy wiedzieć od najmłodszych lat, że każdy odpowiada za własne życie. To jest bardzo słabo u nas propagowane. Jak się nie udało, to też jest nasza wina. Pomysł, że się nie odpowiada za własne życie nie ma nic wspólnego z wybaczaniem. Po pierwsze ktoś musi poprosić o wybaczenie. Potem można wybaczać, bo on żałuje za swoje grzechy. Nikt tu nikogo nie zamierza wieszać, piętnować. Ale nagle zło wylazło na wierzch i powiedziało, że tak trzeba było się zachowywać. Wszystkie te paskudy mają fantastyczną sytuację. Ci co się zachowali przyzwoicie bardzo często mają nienajlepiej. Akta IPN pokazują część życia tych ludzi. Paskudną i porządną. Różnie. Zależnie od tego, o kim tam jest. Na przykład, że pan Boni, oprócz tego, że jest uczony i coś tam w życiu zrobił, był w pewnym momencie paskudnym człowiekiem. To jest jego całość. On odpowiada za całe swoje życie. Należy patrzeć na tych ludzi całościowo. W naszym kraju, niestety, parokrotnie zostali demokratycznie wybrani ludzie niewłaściwi. IPN jest bardzo ważną instytucją i jak widać, leży na wątrobie wielu osobom. Powinno się IPN-u bardzo bronić."

Dalej mówił Zbigniew Romaszewski: "IPN jest na tyle ważną instytucją, że jako jedynej chyba, obcięto w tym roku budżet o 50 milionów, czyli ponad 20%. Zapowiada się, że będziemy Instytut reformować. Pan Chlebowski tak zapowiada.

Mam nadzieję, że nie będzie się już ludziom robiło wody z mózgu. Bo problem oszczędności poprzez redukcję liczby parlamentarzystów jest marginalny. Jest to wzniecanie populistycznych nastrojów. Odwracanie uwagi od tego, co się rzeczywiście dzieje. 500 milionów wpłaciła pani HGW (Hanna Gronkiewicz - Waltz, Prtezydent Warszawy z PO - przyp. red.) panu Walterowi na budowę stadionu. O tym się nie mówi. Za takie pieniądze można przez 2 lata hodować i Sejm i Senat. Realny budżet Senatu wynosi w tej chwili 65 milionów złotych. 75 milionów Senat przeznacza na dotacje dla organizacji polonijnych. Budżet Sejmu sięga 380 milionów. Wydatki budżetu państwa opiewają na ponad 300 miliardów. Wiec utrzymywanie parlamentu kosztuje jeden promil budżetu. Ale zadaniem takiej propagandy jest inne: zniszczyć instytucje państwowe. Dlaczego? Bo mają rządzić grupy nieformalne. Ci, którzy te 500 milionów biorą."

 

Copyright 2011 © Bobartstudio.pl
Autorzy: Pawł Piekarczyk, Szymon Zaleski, Marcin Sadłowski, Adam Bielański
Fot.: Erazm Ciołek, Jarosław M. Goliszewski, Kazimierz Kawulak, Krzysztof Mazur, Paweł Piekarczyk, Tomasz Pisula, Anna Wdowińska