Zbigniew Romaszewski - Logo Zbigniew Romaszewski
Romaszewski.pl: HOME / Publikacje / Zdarzyło się 5 lipca 1982 roku
Zdarzyło się 5 lipca 1982 roku

Zdarzyło się 5 lipca 1982 roku

2011-07-11
Późnym popołudniem z mieszkania aktora Wojciecha Machnickiego w bloku na warszawskim Ursynowie wychodzi Joanna Szczęsna. Machnicki, mąż zmarłej tuż przed wprowadzeniem stanu wojennego przyjaciółki Szczęsnej ze studiów na polonistyce, oddał to mieszkanie na potrzeby redakcji podziemnego "Tygodnika Mazowsze". W torebce ma dowód osobisty nr BJ 7245966 na nazwisko Monika Celina Niedźwiecka-Grunland oraz wielki pęk kilkunastu kluczy do najrozmaitszych mieszkań konspiracyjnych na terenie całej Warszawy. Klucze nie są opisane - doskonale pamięta, który pasuje do której mety. Dowód osobisty jest autentyczny. Wzięła go dla Szczęsnej od swojej znajomej redaktorka "Tygodnika" Helena Łuczywo. Monika Niedźwiecka-Grunland zgłosiła 1 marca na milicji jego zaginięcie i wystąpiła o nowy. Odtąd jej stary dowód dobrze służy Joannie Szczęsnej.

Redaktorka "Tygodnika" jedzie autobusem na Saską Kępę. Zaprosił ją na konspiracyjne spotkanie Zbigniew Romaszewski, przed stanem wojennym członek KSS "KOR", potem działacz "S", teraz ukrywający się twórca i szef podziemnego Radia "Solidarność".

Szczęsna wchodzi do wysokiego bloku na Saskiej Kępie. Rozgląda się - nie dostrzega niczego niepokojącego. Wjeżdża windą na jedno z ostatnich pięter. Drzwi od mieszkania, w którym ma spotkanie z Romaszewskim, są przy schodach. Przez chwilę nasłuchuje, w mieszkaniu panuje cisza.

Dzwoni. Drzwi otwiera Romaszewski, prosi do środka. Mieszkanie to właściwie większa kawalerka z balkonem. Szczęsna przechodzi przez wąski korytarzyk z wieszakiem z ubraniami. W pokoju jest Zofia Romaszewska. I - niespodzianka. Na stole bukiet pięknych róż, obok butelka koniaku i rozstawione kieliszki. Romaszewski wyjaśnia Szczęsnej, że dziś jest rocznica ich ślubu, i zaprasza na lampkę.

Przy koniaku omawiają najpierw sprawy służbowe dotyczące kontaktów Radia "Solidarność" z resztą podziemia. Potem rozmowa robi się czysto towarzyska.

Dzwonek u drzwi. Romaszewski otwiera. Na korytarzu stoi Anna Owczarska, łączniczka i tłumaczka Belga o imieniu Noël, który właśnie przemycił z Zachodu do Polski potężny nadajnik dla radia Romaszewskich. Przerzut ten zorganizował na emigracji Mirosław Chojecki. Owczarska jest ostrożna - najpierw przyszła sprawdzić, czy wszystko w porządku, i schodzi po czekającego na nią Noëla.

Jednoczesne spotkanie w lokalu kontaktowym z redaktorką "Tygodnika Mazowsze" oraz dźwigającym radiostację Belgiem to ciężkie sprzeniewierzenie konspiracyjnemu bhp, ale Romaszewski nie ma wyboru. Noël uparł się, że musi przekazać radiostację osobiście szefowi podziemnego radia. Romaszewski miał się z nim zobaczyć w innym mieszkaniu kontaktowym na Saskiej Kępie, na Ateńskiej, ale gdy tam dziś dotarł, nie mógł otworzyć drzwi. Właściciel przekazał mu w swoim czasie klucze, jednak jego babcia, która podlewa kwiatki, miała w pęku jeszcze jeden, praktycznie nieużywany klucz, którego nie ma Romaszewski - i akurat na ten klucz zamknęła drzwi.

No trudno, Belg za swą odwagę i poświęcenie napije się koniaku w świetnym konspiracyjnym towarzystwie.

Dzwonek. Zbigniew Romaszewski jest pewien, że to Owczarska z Noëlem. Podchodzi do drzwi. Nieoczekiwanie słyszy za nimi głos swego znajomego ze studiów Zbigniewa Kobylińskiego, właściciela tego mieszkania. Kobyliński przed paru miesiącami przekazał je Romaszewskiemu na lokal konspiracyjny.

Romaszewski otwiera drzwi. Ktoś z zewnątrz przyciąga je jednak z powrotem i z powrotem zamyka na klucz. To Kobyliński orientuje się, że Romaszewski - bo tylko on ma jeszcze klucze - jest w środku i usiłuje opóźnić moment wejścia.

Ma powód. Za nim stoi kapitan SB Tadeusz Celewski w asyście milicjanta po cywilnemu Jerzego Jurka.

Kpt. Celewski to bystry i gorliwy esbek. Niedawno ujęty przez SB współpracownik Radia "S" zeznał w śledztwie, że nadajnik radiowy odbierał w mieszkaniu na Gąbińskiej. Esbecy zjawiali się tam wiele razy, ale nigdy nikogo nie zastali. Od mieszkańców dowiedzieli się, że właściciel wyjechał za granicę.

Kpt. Celewski zadał sobie jednak trud przeczytania ogłoszeń spółdzielni mieszkaniowej wiszących na klatce schodowej. Jedno z nich zawiadamiało mieszkańców, by 5 lipca w godzinach popołudniowych byli obecni w mieszkaniach w związku z wymianą kaloryferów. Celewski z milicjantem Jurkiem zaczaili się dziś na klatce schodowej. Doczekali się. Zjawił się wysoki mężczyzna i otworzył wreszcie drzwi.

Zbigniew Kobyliński, bo on był tym mężczyzną, tłumaczył się wiarygodnie: brat - o czym SB już wiedziała - jest za granicą, on sam zjawił się tu tylko w sprawie kaloryferów.

Brzmiało to całkiem przekonująco. Podczas rewizji kpt. Celewski niczego trefnego nie znalazł. Na wszelki wypadek zażądał jednak, by pojechać do mieszkania na Saskiej Kępie, w którym Kobyliński jest zameldowany.

Ten całkiem spokojny pojechał z milicjantem i esbekiem na Saską Kępę. Szansa, że zastaną tam Romaszewskiego, była nikła, a możliwość, że tak doświadczony konspirator jak Romaszewski zostawił tam cokolwiek kompromitującego - znikoma.

Kobyliński, esbek i milicjant wchodzą do pokoju.

- Boże, jaki on podobny do Frasyniuka, wzięłabym od niego dowód dla Władka - myśli Szczęsna na widok Kobylińskiego.

- Dokumenciki proszę! - odzywka nieznajomego mężczyzny stojącego za Kobylińskim sprowadza ją na ziemię.

- Wpadka! - przelatuje jej przez głowę.
 

Funkcjonariusze są mili, wręcz kordialni. W końcu jak dotąd nic nie wzbudza w nich podejrzliwości, przeciwnie, weszli do mieszkania, w którym dwie panie piją koniak z jednym panem. Po prostu - życie.

Pierwszy przytomnieje Romaszewski. Gdy przychodzi na niego kolej okazania dowodu, z doskonałą obojętnością mówi, że ma go w kurtce, i wychodzi do przedpokoju. Tam otwiera drzwi i pędem ucieka po schodach.

Celewski i Jurek rzucają się w pogoń.

Teraz przytomnieje Szczęsna. Cicho, na paluszkach wychodzi na klatkę schodową. Słyszy, jak pędzący w dół Romaszewski, nie mogąc wyhamować, co rusz z impetem wali ciałem o ściany na półpiętrach. Słychać go coraz niżej. Dobra nasza, to znaczy, że i pościg jest już daleko w dole.

Szczęsna schodzi na dół. Nagle słyszy, że obaj funkcjonariusze wracają. Są tuż-tuż! Zrozumieli, że nie dopadną Romaszewskiego, i nie chcą dopuścić, by reszta towarzystwa wymknęła się z pułapki. Szczęsna zawraca w nadziei, że ucieknie na wyższe piętro, ale Celewski z kompanem są szybsi. Dopadają ją niedaleko drzwi. Gdy wchodzą z powrotem, Zofia Romaszewska i Zbigniew Kobyliński wyrzucają przez balkon jakieś kompromitujące drobiazgi.

Jakby tego było mało - dzwonek do drzwi. To Anna Owczarek prowadzi Noëla. Przyjechali windą i nawet nie zauważyli ucieczki i pościgu. Belg dźwiga wielką torbę z radiostacją. Celewskiemu wystarcza rzut oka do środka. Przez walkie-talkie wzywa wsparcie. Nie mija pół godziny i do pokoju wpada co najmniej dziesiątka tajniaków. Po kolei, pojedynczo, wywożą zatrzymanych do Pałacu Mostowskich.

Jedną z pierwszych wywiezionych jest Joanna Szczęsna. Zamiast wysłać ją na noc do celi "na dołku", czyli w piwnicach, esbecy zaczynają przesłuchanie.

- Pani Moniko, co pani robiła w tym mieszkaniu?

- Proszę o protokołowanie przesłuchania - odpowiada Szczęsna.

Esbek wyciąga papier i protokołuje.

- No to co pani tam robiła?

- Odmawiam odpowiedzi.

- To proszę podpisać protokół.

- Odmawiam podpisania protokołu.

- To po co chciała pani, żeby spisywać protokół?

- Bo z SB nie rozmawiam bez protokołu.

Przesłuchanie w tym stylu ciągnie się do świtu. Tuż przed szóstą esbecy oznajmiają:

- Pani Moniko, jedziemy do pani na rewizję.

Prowadzą Szczęsną do samochodu. No nie, nie mogę nieznanym ludziom zafundować takiej pobudki - myśli Szczęsna. I oświadcza:

- To nie jest mój dowód, nie nazywam się Monika Niedźwiecka. Nazywam się Joanna Szczęsna.

Esbecy wracają z nią na górę. W końcu jednak zabierają ją na rewizję do jej mieszkania na Zakrzewskiej. Redaktorki "Tygodnika Mazowsze" nie było tam od 13 grudnia zeszłego roku, kiedy to pod jej nieobecność włamało się do niej ZOMO. Administracja wstawiła prowizoryczny zamek i zatrzymała klucze.

Nie ma jeszcze siódmej rano, gdy esbek próbuje otworzyć drzwi na Zakrzewskiej pierwszym z kilkunastu kluczy z zarekwirowanego Szczęsnej pęku. Pudło. No to kolejny. I kolejny, i jeszcze jeden. Szczęsna patrzy na coraz bardziej zdenerwowanego esbeka, ale wcale jej nie do śmiechu. Jest zmęczona i marzy o pryczy na dołku w Pałacu Mostowskich.

- Żaden z tych kluczy nie pasuje do tego mieszkania - oświadcza.

- Ach tak! - woła esbek triumfującym głosem kogoś, kto złapał nowy trop. - W takim razie od jakich mieszkań są te klucze?

- Niech ich pan poszuka - odpowiada zatrzymana, ziewając.  

Copyright 2011 © Bobartstudio.pl
Autorzy: Pawł Piekarczyk, Szymon Zaleski, Marcin Sadłowski, Adam Bielański
Fot.: Erazm Ciołek, Jarosław M. Goliszewski, Kazimierz Kawulak, Krzysztof Mazur, Paweł Piekarczyk, Tomasz Pisula, Anna Wdowińska